Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 sierpnia 2011

Prezent od największej fanki




Dziś miałem okazję spotkać się z moją największą fanką, moją chrzestnicą!
Nie obyło się bez prezentów. Oto co otrzymałem od Julii:








Kocham Cię mocno! Jutro pierwszy dzień w drugiej klasie! Powodzenia! I pamiętaj, bez buziaków! :)

Całuję, Matełusz! :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Podsumowanie


Po odespanej podróży, czas powoli rozliczać podróż powrotną:
Koszt paliwa - 2274, 33 zł
Koszt autostrad - 240 Euro
Koszt picia i jedzenia - 45 Euro


W sumie (już nawet nie będę podawał ile), za pieniądze wydane na podróż kupiłbym 5 biletów relacji Kraków-Madryt-Kraków. Co to oznacza? Że wydałbym tyle pieniędzy tylko po to, żeby stracić 10 razy możliwość zobaczenia tego wszystkiego co widziałem i o czym Wam pisałem!
Wrażenia są bezcenne. Jeszcze do mnie nie doszło, jaki dystans pokonałem, co udało mi się zrobić i zobaczyć. A przecież przejechałem całą Europę. 8 300 km w 11 dni! Fantastyczne uczucie!

Ktoś kiedyś stwierdził, że ludzie się nie zmieniają. Tak. Ludzie sami się nie zmieniają. Ale to życie, sytuacje i inni ludzie nas zmieniają, kształtują... Co zmieniło się we mnie po tym miesiącu?
Nauczyłem się doceniać to co mam, bo mam naprawdę wiele!
Nauczyłem się, że bycie dobrym procentuje, nie od razu, ale kiedyś to do nas wraca.
Pokonałem swoje słabości. Zaryzykowałem i to dało efekt.
Przewartościowałem swoje życie. Jestem szczęśliwy.

Projekt ma zaledwie 2 miesiące. Do znalezienia środków na wyjazd miałem tylko cztery tygodnie. W tym czasie również pracowałem. Popołudniami i wieczorami siedziałem i tworzyłem wszystko od podstaw. Przyjaciele chyba dobrze pamiętają, jak ich wtedy zaniedbywałem. Przepraszam i dziękuję za wyrozumiałość.
Nie sądziłem jeszcze wtedy, że to wszystko urośnie do takich rozmiarów. Że pojawią się media, że zaangażuję w to tak wielu wspaniałych ludzi. To było nowe, niezapomniane doświadczenie. Teraz wiem, że praca którą włożyłem w ten projekt, dała solidny owoc. Wszystkim którzy mi pomogli i wspierali, bardzo dziękuję. Bez was, nie dałbym rady!

Teraz pozostał ostatni etap projektu - stworzenie filmu. Nagrałem 16 h materiału z całego wyjazdu. Daję sobie około miesiąca na zmontowanie jakiegoś porządnego filmiku! Będzie on ogólnie dostępny, obiecuję.

Dziękuję za Waszą obecność na tym blogu! Codziennie miałem średnio 170 wyświetleń. To było bardzo budujące dla mnie! DZIĘKUJĘ!

niedziela, 28 sierpnia 2011

Goleniawy pod Zagnańskiem koło Kielc


Dziś 13 godzin w podróży, 1200 przejechanych kilometrów. Jedno słowo - DOM !
Udało się!!!!

3 tydzień

Jestem 200 km przed granicą Polski. Zdjęcia do tego postu wstawię już w Polsce. Teraz wsiadam na motocykl i pędzę w stronę ojczyzny!

Przyszedł czas żeby opowiedzieć o moim ostatnim tygodniu pracy w Madrycie. To był najważniejszy moment całego pobytu w Hiszpanii. Te siedem dni to był czas wzmożonego wysiłku fizycznego, umysłowego ale również duchowego. Tego potrzebowałem. Po to właśnie przyjechałem do Madrytu.

Do Madrytu zaczęli przyjeżdżać pielgrzymi. Na ulicach, w metrze, w restauracjach. Wszędzie pełno młodych ludzi obwieszonych flagami swoich krajów. Zaczęła tworzyć się atmosfera Światowych Dni Młodzieży.

Każdego dnia, do naszego ośrodka w którym mieszkaliśmy, przybywały tysiące grup pielgrzymów, po to, by się zarejestrować i odebrać swój plecak pielgrzyma. Osoby pracujące przy rejestracji miały co robić. Kolejki były ogromne. Nieprzerwana rzeka ludzi od rana do wieczora przewijała się przez hale. Bardzo dużo pracy pojawiło się wtedy w magazynie, gdzie wolontariusze pakowali do plecaków wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne pielgrzymowi do przeżycia w Madrycie (m.in. wachlarz, czapkę). W magazynie pracowałem więc i ja. Było zabawnie. Pakowanie plecaków na czas; wymyślanie najbardziej efektywnej linii do zapakowania wszystkich gadżetów… Walczyliśmy z monotonią jak się tylko dało.

Do Madrytu przyleciała również moja siostra. Przywiozła mi prostownik do ładowania akumulatora oraz część którą złamałem podczas wywrotki. Ucieszyłem się bardzo, bo wreszcie mogłem zacząć pracować nad motocyklem. Po 12h ładowania akumulatora, szczęśliwy poszedłem go zamontować i sprawdzić czy motocykl odpali. I co? Odpalił! Z uśmiechem na ustach pobiegłem po kask i ruszyłem do miasta na przejażdżkę. Moja radość nie trwała jednak długo. Po 30 min jazdy problem znowu wrócił. Wtedy wiedziałem już że to nie akumulator. Byłem w punkcie wyjścia. Pozostało znaleźć serwis i tam szukać pomocy. Następnego dnia byłem już w serwisie Hondy. Modliłem się o to, żeby nie kazali zostawić motocykla na kilka dni w oczekiwaniu na części. To było na 4 dni przed moim powrotem. Miałem szczęście, po raz kolejny! Diagnoza była krótka. Przepalona kostka łącząca przewody akumulatora, regulatora napięcia i alternatora. Kamień spad mi z serca! Wymienili kostkę od ręki. Po 2 h motocykl był już sprawny a ja stałem się biedniejszy o 90 Euro! Dużo, ale mogło być gorzej.




Do Madrytu przyleciał wreszcie papież! Pracowałem w sekcji zabezpieczania drogi którą przejeżdżał papamobil. Papież mijał mnie w odległości 5 metrów ode mnie. Miałem najlepsze miejsce jakie można było sobie wymarzyć. Stałem pierwszy. Dzięki temu widziałem go aż cztery razy. On za to pewnie mnie nie zauważył ani razu. Ale nie o to chodzi.




W Madrycie zaczęły odbywać się różne spotkania z Benedyktem. Pierwszy raz można było zobaczyć wreszcie wszystkich pielgrzymów w jednym miejscu. Mimo tych ogromnych różnic kulturowych które nas dzieliły, czuć było jedność. Wiara była naszym wspólnym mianownikiem.





Najważniejszą uroczystością było nocne czuwanie z papieżem na lotnisku wojskowym na obrzeżach Madrytu. To był niesamowity widok, patrzyć na kilkumilionowy tłum zgromadzony w jednym miejscu! Stojąc w miejscu i obracając się dookoła, po sam horyzont było widać tylko masę ludzi! Niesamowite! Byłem w Kolonii na ŚDM w 2006 roku i to właśnie moment w którym wszyscy spotykaliśmy się na placu, modliliśmy i spaliśmy pod niebem, zrobił na mnie największe wrażenie! Tu było podobnie. Takie chwile zostają do końca życia.




W niedziele rano papież odprawił Mszę Świętą. To był ostatni punkt ŚDM w Madrycie. Po mszy wszyscy pielgrzymi ruszyli w drogę powrotną do swoich krajów. Wolontariusze natomiast wrócili do ośrodka w którym mieszkaliśmy, ponieważ mieliśmy spotkanie z papieżem! Tylko i wyłącznie wolontariusze! O tak, to spotkanie zrekompensowało wszelkie niedociągnięcia które pojawiały się przez ostatnie 3 tygodnie. Wtedy to naprawdę się już nie liczyło! To była zapłata za naszą pracę. Było bardzo wzruszająco…

Po tym, jak papież odjechał, zaczęło robić się już naprawdę smutno… Każdy zaczynał się pakować. Pierwsze pożegnania… To była najsmutniejszy wieczór. Ludzie chłonęli ostatnie wspólne chwile razem. Położyłem się wtedy bardzo późno.

Światowe Dni Młodzieży tworzą ludzie. Przez ostatnie tygodnie poznałem dziesiątki różnych osób. Różne kraje, inne kultury, odmienne charaktery… Każda z nich inna. Każda wniosła coś do mojego życia. Wspaniali ludzie. To by było cudowne, otaczać się takimi ludźmi na co dzień. Będzie mi ich brakować. Dziękuję!


A teraz chciałbym napisać kilka słów o jednej z tych wyjątkowych osób… Dzięki tej osobie mogłem kontynuować podróż do Madrytu. Ale nie to było chyba najważniejsze… Stała się moim duchowym opiekunem. Od samego początku wspierała mnie swoim dobrym słowem i modlitwą. Niejednokrotnie czułem się zawstydzony i nie wiedziałem jak mam się odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robił i wciąż robi. Człowiek bezgranicznie oddany swojej pracy. Z podziwem słuchałem jego opowieści. Niesamowita osoba! A przy tym bardzo uparta! Dziękuję, że pojawiłeś się na mojej drodze. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odpłacić mu za to wszystko czym mnie obdarowałeś. Do zobaczenia w Krakowie! Mamy sobie do pogadania! Nie ma tak łatwo ze mną!

sobota, 27 sierpnia 2011

Dla Mamy


Wiem że mój wyjazd kosztowało Cię dużo nerwów i stresu. Cieszę się, że wytrzymałaś i mnie wspierałaś. To zdjęcie jest dla Ciebie! Mam nadzieję, że jutro już będziemy mogli zjeść wspólnie kolację! Do zobaczenia! :)

Rosenheim



Dziś miałem okazję po raz drugi w życiu zobaczyć pijanych Niemców skaczących po ławkach w swoich śmiesznych pończochach. O tak! Niestety nie zabrałem ze sobą aparatu ani kamery. Bardzo żałowałem. No cóż. Będzie pretekst żeby przyjechać jeszcze raz!
Aha! Żeby było jasne! Nie piłem nic!

Teraz czas odpocząć. Zaraz kładę się spać. Szykuję się na jutrzejszy powrót. Pogoda się dziś zepsuła zupełnie. Jest 15*C i pada. A wczoraj było 34*C!!! Jutro ma się poprawić... Głupi ma szczęście.

Kufstein


Wczoraj nie udało mi się nic napisać, ponieważ po przyjeździe do Kufstein, zaznałem od razy austriackiej gościnności. Wczorajszy wieczór spędziłem z dobrym znajomym, który tu mieszka i pracuje. Na moje szczęście, zgodził się na to, żebym mógł u niego zostać na noc. Dzięki Tomek!




Wczoraj przejechałem 800km. Jadąc do Austrii, myślałem tylko o tym, żeby wreszcie zrobiło się chłodniej. Temperatura od rana wynosiła 35*C. Do Austrii wjechałem około 15.00. Po godzinie jazdy byłem już w Kufstein. Pogoda przez cała trasę była taka sama! Jak mi powiedział Tomek, wczorajszy dzień był najcieplejszym dniem tego lata! Ponoć rzadko się zdarzają tu takie temperatury! Super! Przywiozłem im tą pogodę z Włoch :)




Dziś zostaję jeszcze w Austrii, korzystając z tego, że Tomek chce mnie jeszcze u siebie przenocować. Wczoraj miałem okazję poznać jak się bawią Austriacy wieczorami. Oj, to był bardzo męczący wieczór! Dziś wstałem przed 10. Od razy uzupełniłem wpis!

Jutro startuję do Polski! Zostało mi ponad 1200 km. Jeżeli pogoda pozwoli, już niedzielny wieczór spędzę z rodziną! Oj tak!

Dziś mija miesiąc odkąd nie ma mnie w kraju! Pierwszy raz jestem tak długo poza Polską. Dziwne uczucie. Cieszę się, że już jutro będę tam gdzie moje miejsce! W Polsce!

Dwa dni temu mojej Hondzie stuknęło 60 000km. Nie zdążyliśmy nawet tego uczcić, a dziś ma już 61 300km. Wspaniały motocykl. Obiecuję, że jak wrócę, wyślę Cie na zasłużony odpoczynek.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Rzym

Jeśli tytuł wydał Ci się trochę bez sensu, to przeczytaj go jeszcze raz! :)
Tak! Dziś zmieniłem swój plan! Zboczyłem z trasy prowadzącej do domu i pojechałem na południe Włoch. Czemu? Jak to się stało? hmm... Nie wszystko zawsze musi iść zgodnie z planem, a plan zawsze można zmienić - tak mi ostatnio ktoś mądry powiedział... Zdecydowałem więc zaryzykować i pojechałem! Dokąd? Wszystko po kolei!

Wczoraj udało mi się zobaczyć przepych, bogactwo, luksus a do tego niesamowicie piękny krajobraz! Na początku zachodzące słońce nad Niceą! Rewelacyjny widok!




Chciałem jak najszybciej dojechać do Monako, żeby nie zapadł do końca zmrok. Wtedy moja kamera nagrywa jedynie CIEMNOŚĆ. Zdążyłem na styk! Przejechałem część trasy na której odbywają się wyścigi F1! Zobaczyłem największe kasyno w Monako, a przed nim, najdroższe auta świata! Jeżdżąc ulicami Monte Carlo mijały mnie wyłącznie luksusowe limuzyny. Dookoła unosił się zapał ogromnych pieniędzy. Trochę czułem się tam nieswojo, więc szybko wyruszyłem dalej. Na do widzenia, zdjęcie Monako nocą.



Granicę Włoch przejechałem przed 22. Autostrada prowadziła wzdłuż wybrzeża. Co chwilę tunel a zaraz za nim wiadukt. Przecinałem góry, z prawej strony patrząc na morze. Na pierwszej stacji postanowiłem zatrzymać się i przygotować do spania. Na zdjęciu uchwycony moment w którym pisałem przedni post.



Wstałem o 8. W trasę wyruszyłem przed 9. Dziś pokonałem 980km.


Nie trzeba mieć 5 z geografii, żeby domyślić się, patrząc na mapę, że to nie jest kierunek do Polski. Od kilku dni chodziło mi po głowie aby pojechać na południe Włoch, do Monte Cassino . Chciałem to zrobić. Chciałem oddać hołd polskim żołnierzom którzy tam walczyli i którzy tam polegli.



Klasztor o który toczył się bój, widziałem już z autostrady.



Wojskowy cmentarz polskich żołnierzy znajduje się w miejscu w którym polskie wojska przeprowadzały natarcia. Mogiły 1054 polaków skierowane są na klasztor, o który walczyli i pod którym przyszło im zginąć.



Oddając cześć i honor poległych tam żołnierzy, na płycie nagrobnej gen. Władysław Anders, złożyłem jedną z dwóch flag, która towarzyszyła mi przez całą moją podróż i którą wcześniej miałem w swoim mieszkaniu. Wiele przeszła i miła dla mnie ogromne znaczenie. Znalazła godne miejsce.


To była dla mnie bardzo ważna chwila. To miejsce jest dla mnie drugim Westerplatte. W parku, który prowadzi do cmentarza, spędziłem chwilę na przemyślenia. Nie chciałem stamtąd jechać. Ale ogromnie się cieszyłem, że mogłem się tam znaleźć i że przyjechałem tam właśnie na motorze. W sobotę (27.08) wyruszają motocykliści na XI Rajd Katyński. To kolejne miejsce które zamierzam odwiedzić. Mam nadzieję, że już w przyszłym roku.


Wracając, postanowiłem wstąpić do Rzymu oraz do Watykanu. Udało mi się co nieco zobaczyć. Jazda po mieście w którym każdemu wydaje się że on ma pierwszeństwo, była dla mnie nie lada wyzwaniem. Miasto skuterów bez lusterek, żegnaj! Jutro pożegnam wreszcie ten skwar! Teraz czas szukać spania.

2 tydzień.

Tak jak obiecałem, postaram się napisać jak najwięcej o tym, co wydarzyło się przez dwa minione tygodnie mojej pracy jako wolontariusz.

Hmm… Wszystko zaczęło się od rejestracji w punkcie rejestracji wolontariuszy i pielgrzymów. Miejsce w którym mieścił się ten punkt, znajdował się na terenie ogromnego kompleksu hal (są to hale w których odbywają się różne targi i wystawy). W sumie, wszystkich hal było kilkanaście. Na potrzeby wolontariuszy, przeznaczona 3 hale, w których znajdowały się sypialnia damska, sypialnia męska, jadalnia oraz kaplica. W sumie, 8 sierpnia, zameldowało się grubo ponad tysiąc wolontariuszy.
Ogromne hale wystawowe to również ogromne parkingi dla odwiedzających targi! Idealnie. Z tego wszystkiego nie wiedziałem w którym miejscu zostawić motocykl, tyle było miejsca.




Pierwszy dzień był baaaardzo organizacyjny! Dostaliśmy bransoletki zezwalające nam na wejście do ośrodka; bilety na jedzenie oraz pakiet wolontariusza (plecak m. in. z koszulkami z napisem ‘VOLUNTARIO’).




Gdy odebrałem już wszystko, poszedłem zobaczyć swój pokój. Szybko zająłem najwygodniejszy kawałek betonu i po krótkim oznaczeniu terytorium, wróciłem badać pozostałe części ośrodka.




Aha! Bardzo ważne! Jedna hala służyła za miejsce do spania dla wszystkich wolontariuszy (w kulminacyjnym momencie było to ponad dwa tysiące). Hala była przedzielona idealnie na pół przez mór z kartongipsu. Ktoś tylko nie przemyślał sprawy, bo proporcje pomiędzy mężczyznami a kobietami wynosiły 1:7! W praktyce wyglądało to tak, że panie gniotły się jedna na drugiej, a panowie mieli tyle miejsca, że żeby rozmawiać z sąsiadem z podłogi, trzeba było krzyczeć.




Wieczorem, cały ośrodek zaczynał przypominać małe miasto. Pełno ludzi dookoła. Zorganizowano punkt informacyjny, punkt do wydawania papieru toaletowego oraz wody, punkt medyczny. W osobnej hali powstała kaplica, gdzie codziennie rano były odprawiane Msze Święte. Na tej samej hali, znajdowała się również jadalnia, gdzie każdego dnia wydawano wszystkim wolontariuszom śniadanie (sok/woda + kawa/herbata/kako + pół bułki z szynką/ciastko).

Przez cały czas poznawałem nowych ludzi. W ‘swoim’ pokoju, przy posiłku, czekając na toaletę… W tej międzynarodowej ekipie górowali jednak Polacy! W sumie, prawie dwóch na trzech wolontariuszy pochodziło z Polski!

Pierwsza noc w hali z chrapiącymi dookoła mężczyznami była dosyć męcząca. Później, było już dużo lepiej!




Kolejne dni, mijały mi na organizowaniu sobie pracy. Nie wspomniałem wcześniej, ale Hiszpanie nie umieli nam dobrze zorganizować pracy. W praktyce wyglądało to tak, że jeśli sam sobie czegoś nie znalazłeś do roboty, nikt Ci nic nie będzie kazał robić. Ja już od drugiego dnia załapałem się do pomocy przy odbieraniu wolontariuszy z lotniska. Po śniadaniu jechałem ze znajomymi na lotnisko, stawaliśmy przed tablicą przylotów, patrzyliśmy z której sali będą wychodzić ludzie z danego lotu, po czym szliśmy tam i STALIŚMY. To może wydać się bez sensu, ale w ‘służbowych’ koszulkach łatwo była rozpoznać i domyśleć o co chodzi. Procedura była cały czas taka sama. Gdy już trafił się jakiś nowoprzybyły wolontariusz, odwoziliśmy go metrem do punktu rejestracji. Tak mijała mi część dnia. Później jakiś obiad na mieście i odpoczynek. Temperatura była na tyle nieprzyjemna, że nawet ze szczerymi chęciami na zwiedzanie miasta, nie dało się wystawić nosa na słońce! Wieczorami dopiero można było gdzieś się przejechać. Ochładzało się wtedy do około 30*C.




Tak więc, z pierwszego tygodnia w Madrycie pamiętam szczególnie lotnisko (jakby się ktoś kiedyś zgubiła w Madrycie na lotnisku, może śmiało dzwonić), metro, centrum miasta oraz park koło naszego ośrodka.

Najprzyjemniej było jednak późnymi wieczorami, kiedy wszyscy wolontariusze wracali do ośrodka i wyruszali przed hale na trawnik lub do jadalni, gdzie kwitło życie towarzyskie. Chodziłem spać 2-3, wstawałem przed 7-8.

Motocykl przez pierwszy tydzień w Madrycie stał nie ruszany. Czekałem na siostrę, która miała mi przywieść części. Parę razy odpaliłem go z popychu i przejechałem się po parkingu, tak żeby tyłek nie zapomniał jak to jest wygodnie na motorze.




Ten post pisałem wczoraj w nocy. Były tu jeszcze moje przemyślenia, ale dziś uważam, że już nie ma sensu o nich pisać. Wczorajszy wieczór był trochę smutny, przez to jak zacząłem sobie wszystko przypominać. Ostatni tydzień napiszę w Niemczech. Podejrzewam, że tam też dopadnie mnie melancholia.

środa, 24 sierpnia 2011

Cannes


Po 7h odkąd wstałem, udało mi się przejechać trochę ponad 500km. Dziś planuję dojechać jeszcze do Monako i tam zrobić sobie postój. Dzień zacząłem od pobudki około 7.30 rano. Spałem prawie 8h! Przez ostatnie 2 tygodnie sapania na hali, przyzwyczaiłem się do ciągłego hałasu i świateł oraz spania na podłodze. Gdy jechałem do Madrytu spałem zdecydowanie krócej :)


Śniadanie zjadłem w miejscowości Aigues-Mortes, tuż pod XII wiecznymi murami miasta. Z tego miejsca wyruszyły m. in. dwie krucjaty w XII w.


Po sytym śniadaniu (oliwki, bagietka i pomidor) ruszyłem w stronę Saint-Tropez, miasta znanego m. in. dzięki filmom z Louis de Funès. Specjalnie dla mamy, zdjęcie z tego miejsca. Teraz szukaj ten port w jednym z odcinków o żandarmach! :)



Przepiękne, małe nadmorskie miasto!



Nie mogłem nie sprawdzić jaką temperaturę ma woda! Na plaży spędziłem 1,5h ucinając sobie małą drzemkę. Temperatura powietrza o 13.00 wynosiła 33*C.


Jadąc w stronę Cannes, omijając płatne autostrady, mogłem znowu podziwiać góry! I znowu trasa pełna zakrętów! Wyśmienicie!


Dotarłem wreszcie do Cannes! Eh, prawie rok temu miałem być tu z trójką moich przyjaciół i znajomymi. Niestety, nie udało się. Za to dziś zwiedziłem te miejsca które planowaliśmy zobaczyć! Myślałem dziś o Was! Mam nadzieję, że kiedyś będziecie mogli zobaczyć te piękne miejsca! Razem pewnie się już nam nie uda...


Będąc w Cannes, nie można nie zobaczyć miejsca w którym odbywa się festiwal filmowy, na którym wręczane są Złote Palmy! Same miasto nie jest duże, ale za to ulicę w okół portu kapią bogactwem. Do tego masa turystów. Chwilę na zwiedzanie i ruszam dalej!

wtorek, 23 sierpnia 2011

Penpignan

Na wstępie, chciałem odesłać jeszcze do wczorajszego postu. Dodałem filmik z trasy. Widok z perspektywy pasażera;)



Dzisiejszy dzień to był czas zwiedzania i odpoczynku! Przejechałem zaledwie 300 km. Ale co to była za trasa!!! Było warto poświęcić czas, żeby móc zobaczyć wybrzeże! Zresztą, dzień zaczął się bardzo udanie! Mój nocleg był położony w wręcz wymarzonym miejscu. Stacja benzynowa przy plaży! Noc o tyle niezwykła, że około 4 nad ranem do mojej 'sypialni' zawitali policjanci:) O interwencje poprosił ich najprawdopodobniej pracownik stacji, któremu mogło się wydawać, że spadłem z motocykla i potrzebuję pomocy... A ja tak po porostu zasnąłem jak połamany;)




Około 7 rano mogłem oglądać wschód słońca. Już dawno nie miałem okazji podziwiać wschodzącego słońca nad morzem. Na dzień dobry, uśmiech na twarzy.




Ale, ale! Z każdą chwilą było coraz to lepiej! W przypływie radości, że wreszcie mogę cieszyć się morzem, postanowiłem biec się wykąpać! Patrzcie ile rzeczy muszę ze sobą nosić wszędzie! Naturalnie, to nie wszystko w czym pobiegłem do morza! Część garderoby miałem jeszcze na sobie;)
Temperatura wody - 25*C! Po wczorajszych upałach, taka kąpiel była dla mnie zbawieniem!



We wcześniejszych postach, chwaliłem się co jadłem w czasie drogi. Dziś będzie inaczej! Pochwalę się z kim miałem przyjemność zjeść śniadanie!


Piękne, odważne i przy tym bardzo troskliwe wolontariuszki z Warszawy, które podróżują przez Europę samochodem. Już w Madrycie ustalaliśmy intensywnie jak by tu pojechać, żeby chociaż przez chwilę jechać razem. I udało się! Dzięki nim, nie spędziłem całego tego dnia samotnie!
Po śniadaniu, razem z dziewczynami zabraliśmy się za opalanie. Ja uciąłem sobie 2h drzemkę, spokojny, że nikt mnie nie ukradnie;)


Niestety, dziewczyny musiały mnie opuścić. Po smutnym pożegnaniu i zrobieniu pamiątkowych zdjęć, każdy rozjechał się w swoją stronę! Ja postanowiłem jechać cały czas wzdłuż wybrzeża.


Góry i morze. I tak przez cały czas! Wspaniałe widoki! Zatrzymywałem się co chwilę i podziwiałem. Droga równie kręta jak wczoraj, przez co średnia prędkość spadła do 40km/h.


Można by tak jechać i jechać, ale wtedy cała podróż trwałaby 2 tygodnie. Ja nie mam tyle czasu, dlatego musiałem opuścić na chwilę wybrzeże i udać się lekko w głąb, w stronę granicy hiszpańsko-francuskiej.


Nim zawitałem we Francji, zatrzymałem się jeszcze w hiszpańskich pod granicznych marketach, gdzie zrobiłem ostatnie zakupy/pamiątki.
Teraz zmierzam na autostradę, znaleźć jakieś miejsce do spania. Wygląda na to, że noc będzie przyjemna. Oby jutrzejszy dzień był jeszcze lepszy!


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Barcelona

Dziś Barcelona. Podróż zacząłem o 11 rano. Oj, to był smutny poranek... Lepiej się witać, niż żegnać... Zostawiłem znajomych w Madrycie. Z częścią spotkam się jeszcze w Barcelonie. Przez te 3 tygodnie przyzwyczaiłem się do wielu ludzi. Szkoda, że już trzeba wracać. Eh. Taki smutny wątek na dobranoc, dlatego lepiej napiszę jak minęła podróż.




Dziś przejechałem 655km. Cała podróż trwała 7,5h. Wyjeżdżając z Madrytu temperatura powietrza oscylowała w granicach 23-25*C. Idealnie! Całą noc padał deszcz, stąd takie ochłodzenie. Myślałem, że taka temperatura będzie towarzyszyć mi do wybrzeża. Niestety!



Temperatura to jednak nie wszystko co dziś na mnie jeszcze czekało! W połowie drogi, zacząłem zmagać się z wiatrem. I żeby nie wyszło, że przesadzam, na dowód wstawiam zdjęcie z trasy! W okolicy Zaragozy wieje na tyle intensywnie, że zamontowano tam ogromną ilość elektrowni wiatrowych! Mówię wam, wiało strasznie:)


70 km przed Barceloną umówiłem się na spotkanie z polskimi pielgrzymami wracającymi do Polski. W Madrycie miałem okazję poznać niesamowitego księdza, który to właśnie zaprosił mnie dziś na wspólną mszę świętą w Montserrat – sanktuarium Czarnej Madonny. Niesamowite miejsce! Bardzo się cieszę, że mogłem dziś tam być.


Co do księdza, który mnie dziś tam zaprosił... To dłuższa historia, dlatego zostawiam ją na osobny wątek:) Jest o kim opowiadać!


Wiem, że zdjęcia nie oddają wszystkiego, dlatego wstawiam filmik nagrany podczas wjazdu do sanktuarium! Pierwszy raz pokazuję jedno z moich nagrań. Mam nadzieję, że wam się spodoba!



Sanktuarium znajduje się na szczycie góry, a droga do niego prowadzi wzdłuż urwiska. Idealne miejsce do jazdy motocyklem!Wąska droga, pełno zakrętów! Było świetnie! Wymagająca trasa.


Po mszy, zjadłem jeszcze małą kolację podziwiając przy tym zachodzące za skałami słońce! Nie bardzo chciało mi się jechać stamtąd... No ale musiałem umieścić post:)



Ostatnie 70 km zrobiłem już nocą. Do Barcelony wjechałem o 22. Jak na razie robi dobre wrażenie:) Zobaczymy jutro jak wygląda to sławne miasto!


Aha! Właśnie jakiś facet próbował mnie okraść:
Siedzę na zewnątrz Starbucka, gdy tu nagle podchodzi do mnie smutny facet z kartką w ręku. Nie bardzo wiedziałem co ma na niej napisane, ale jak się okazało, to nie jest istotne. Na stole, prócz laptopa, miałem telefon i aparat. Położył rękę z kartą na stole, zasłaniając telefon. W tym momencie zaczął podnosić mój telefon. I pewnie by mu się to udało, gdyby nie to, że już się zaczynałem denerwować że tak stoi nade mną! Zobaczyłem co robi i od razu wyrwałem mu kartę z ręki. W ręce miał już mój telefon. Jak tylko wyrwałem mu telefon, facet uciekł. Ot, jak mnie witają w Barcelonie!:)